
Często zdarza się, że jestem proszona o polecenie odpowiednich osób na stanowiska w różnych firmach. To samo dotyczy nowych projektów i biznesów. Ponieważ sieć moich bliższych i dalszych znajomych oraz współpracowników wciąż rośnie, pytanie o polecenie odpowiedniej osoby na odpowiednie miejsce często się pojawia. I jestem szczęśliwa, gdy mogę to zrobić. Wówczas popieram z pełnym przekonaniem, argumentując jednocześnie, dlaczego wskazany człowiek może być najlepszym z możliwych pracowników. Ale często również odmawiam rekomendacji. Robię to wówczas z pełną odpowiedzialnością i bez wyrzutów sumienia.
Denerwują mnie komentarze, które sugerują, że zarekomendowanie osoby do pracy na danym stanowisku jest równoznaczne z załatwieniem jej pracy po znajomości. Zgodnie z tą sugestią, polecana osoba nie ma kwalifikacji do pracy na danym stanowisku, a została zatrudniona tylko dlatego, że zna odpowiednie osoby.
Nic bardziej mylnego. Z rekomendacją jest tak jak z poleceniem dobrej książki, którą czytałeś, lub filmu, który widziałeś. Polecasz, bo wiesz i wierzysz, że właśnie ta osoba niesie ze sobą wartości, które będą docenione w nowej pracy.
Coraz więcej firm zdaje sobie sprawę z tego, że rekrutacja na podstawie rekomendacji jest nie tylko tańsza, ale i skuteczniejsza. Przede wszystkim osoba, która jej udziela, musi być świadoma (i mam nadzieję, że faktycznie jest), że częściowo ponosi odpowiedzialność za powodzenie rekrutacji, czyli faktyczną pracę polecanej osoby w danym miejscu. Jeśli poleci kogoś, o kim wie, że może się nie sprawdzić, brakuje mu kompetencji lub nie będzie pasował do kultury danej firmy (o tym jeszcze za chwilę), a poleca tylko i wyłącznie dlatego, że jest o to poproszony – może w efekcie dużo stracić w oczach szefa czy innej osoby, która poszukuje pracownika. Dlatego zawsze sugeruję, by rekomendować ostrożnie, z pełną świadomością ewentualnych konsekwencji.
Tak jest, nie polecam. Może nawet częściej niż polecam. To osoby, do których mam jakiekolwiek zastrzeżenia. Może to dotyczyć zarówno ich wiedzy, ale bardzo często dotyczy jeszcze jednego ważnego czynnika – umiejętności pracy w zespole i odnalezienia się w kulturze danej firmy. W różnych okolicznościach obserwuję osoby, których wydawałoby się główną misją jest skłócenie zespołu. Nigdy nie rozumiałam takich intencji, ale niestety zdarzają się one często. Być może wynikają z potrzeby pokazania swojej siły – zobacz, ile mogę, psując dzień tylu osobom. Z mojej perspektywy i mojego doświadczenia, zachowanie jest (powiedzmy wprost) głupie i bardzo krótkowzroczne.
Zatem nie – nie polecam tych, którzy plotkują, knują podstawiają nogi. Mało tego – gdy jestem proszona o opinię na temat danej osoby, mówię o tym wprost. Decyzję o ewentualnym zatrudnieniu pozostawiam rekrutującemu. Zgadnijcie, ile osób po takiej „rekomendacji” zaryzykuje z zatrudnieniem? Właśnie…
Dlaczego nie polecam? Bo dbam o własną reputację. Chcę, by moje polecenie było dla innych cenne, by wiedzieli, że mogą na mnie polegać. Tak nie będzie, jeśli zdecyduję się na rekomendowanie przypadkowych osób.
Przede wszystkim osoby, które znam i które „sprawdziłam w boju”. Które widziałam w akcji i znam ich reakcje na różne sytuacje. Których wiedzę mogę potwierdzić, i których doświadczenie mówi samo za siebie. Osoby, z którymi sama chciałabym jeszcze pracować. Które inspirują, angażują. I te, które mają kurwiki w oczach, bo jeszcze im się chce coś fajnego zrobić…
A Wy? Korzystacie z rekomendacji? Rekomendujecie innych?