Powiedz mi, z czego się cieszysz, a powiem Ci, jakim człowiekiem jesteś. Chyba tak najczęściej oceniam ludzi, bo lubię otaczać się optymistami. Zbyt wielu wśród nas malkontentów, a zbyt mało osób docenia radości dnia codziennego. A przecież te proporcje można zmienić.
Polacy to strasznie marudny naród i nie potrzeba badań, aby to potwierdzić. Wystarczy, że zaczniesz słuchać innych stojąc np.
w kolejce albo zwrócisz uwagę na to, jak sam reagujesz na otaczającą Cię rzeczywistość. To słynne amerykańskie „jak się masz?” i polska odpowiedź „do dupy, praca zła, szef głupi, żona/mąż się czepia, czasu dla siebie nie mam no i ostatnio bolą mnie plecy. Koszmar”.
Dlaczego tak jest? Może dlatego, że przez lata uczono nas, że to podejrzane, być zadowolonym. Tak jak wciąż podejrzane jest zarabianie (ale takie przez duże Z) – bo przecież wiadomo, że duże kwoty nie biorą się z ciężkiej pracy, wiedzy, doświadczenia i umiejętności, ale z przekrętów, kradzieży i wykorzystywania innych (w domyśle – tych praworządnych i sprawiedliwych). Ale o tym kiedy indziej.
A może w efekcie wiecznej gonitwy (praca – dom – praca) utraciliśmy umiejętność zauważania drobiazgów, które powodują, że każdego dnia dzieje się u nas coś pięknego. I nie mam na myśli wielkich, spektakularnych wydarzeń, ale te niewielkie, a jednak znacząco poprawiające humor.
I właśnie aby nauczyć nas, jak to jest, zauważać małe radości i faktycznie się z nich cieszyć, powstała akcja #100happydays.
100 SZCZĘŚLIWYCH DNI W ROKU
W ciągu roku przeżyj co najmniej 100 szczęśliwych dni i zapamiętaj je. Możesz wrzucić zdjęcia szczęśliwych momentów na oficjalną stronę Fundacji 100 Happy Days, albo podobnie jak ja dodawać zdjęcia do swojego Instagrama
z hashtagiem 100days.
Możesz też po prostu kolekcjonować zdjęcia w telefonie, albo
w ogóle zdjęć nie robić, a swoje małe przyjemności zapisywać np.
w kalendarzu. Cokolwiek będzie dla Ciebie wygodne – ważne, by pozostał ślad po każdym ze stu szczęśliwych dla Ciebie dni.
A po jakimś czasie zobaczysz, że każdy Twój dzień niesie ze sobą odrobinę radości.Przestaniesz marudzić i zaczniesz doceniać drobne przyjemności.
MOJA MAŁA RADOŚĆ (DZIEŃ PIERWSZY)
Mój pierwszy dzień po przyłączeniu się do akcji pokaże Wam, że naprawdę w całym przedsięwzięciu chodzi o drobiazgi. Kilka miesięcy temu urodziłam prześliczną córeczkę. Cała ciąża przebiegała bez komplikacji i właściwie przez większość tego czasu czułam się naprawdę dobrze. Poza kilkoma wyjątkami, a jednym z nich była ogromna nadwrażliwość na zapachy. No nie mogłam znieść wielu do tej pory uwielbianych przeze mnie zapachów. Świeżo wyprane pranie, bez względu na użyty proszek, wywoływało u mnie mdłości. Podobnie jak perfumy, wszystkie żele pod prysznic (poza tzw. „zielonymi”), perfumy itd. W związku z tym do kąta powędrował również mój ulubiony kominek zapachowy a razem z nim woski i olejki.
Kiedy już urodziłam córkę, nadwrażliwość na zapachy przeszła jak ręką odjął. Ale przecież z małym dzieckiem w domu nie można szaleć z intensywnymi woniami. Perfum używałam, wbiegając w mgiełkę rozpyloną dwa metry ode mnie. Do prania naszego i Małej używaliśmy płynów bezzapachowych. Ale powoli wszystko się zmienia.
Dzisiaj jest pierwszy dzień, kiedy po roku przerwy wracam do mojego ulubionego kominka, wosków Yankee Candle
i aromaterapii. I jestem bardzo szczęśliwa.
Widzisz, jakie to proste? Jaki jest Twój pierwszy ze stu szczęśliwych dni?