Nigdy nie przypuszczałam, że mogę być jeszcze bardziej zorganizowana niż pół roku temu. Że każdy dzień mogę dokładnie zaplanować i te plany wykonać, że zapanuję nad domem i typowymi obowiązkami, znajdę czas na rozwój i jeszcze sobie bloga założę. A to wszystko mając kilkumiesięczne dziecko.
Jeszcze zanim Młoda pojawiła się na świecie, byłam naprawdę nieźle zorganizowana. Miałam mnóstwo obowiązków w pracy, tych z góry określonych ale i tych, które pojawiały się znienacka. Opiekowałam się dwoma zespołami ludzi, pracowałam w dwóch miastach. Planowałam swoją pracę tak, by plan wykonać na czas, ale też dbałam o to, by był najwyższej jakości. Wydawało mi się, że w kwestii organizacji osiągnęłam level master. Tak mi się tylko wydawało.
Okazuje się, że prawdą jest to, co piszą o młodych mamach. Wykorzystujemy każdą możliwą wolną minutę, doceniając to, że jest. Jeszcze zanim zaszłam w ciążę postanowiłam sobie, że moje macierzyństwo wyjdzie poza kaszki, kupki i przeziębienia. Że przy tej całej zmianie, jaka niewątpliwie nastąpi, nie zapomnę o sobie. Będę aktywna, zorientowana w aktualnych wydarzeniach, nie zapomnę o czytaniu książek i nie będą to tylko książki parentingowe. A do tego nie pozwolę sobie na przesiadywanie cały dzień w piżamie. No nie i już.
Wiadomo jednak, że początki są trudne… Przez pierwszy miesiąc chodziliśmy z oczami jak 5 zł, dokładnie sprawdzając, czy Młoda oddycha, czy wystarczająco dużo zjadła i generalnie czy wszystko z nią w porządku. Przygotowanie do wspólnego wyjścia z domu zajmowało nam naprawdę sporo czasu. Musieliśmy być pewni, czy zabraliśmy wszystkie „niezbędne” rzeczy ze sobą, czy córka jest odpowiednio ubrana i czy aby na pewno jest jej wygodnie w wózku.
Tak było mniej więcej przez pierwszych kilka tygodni. Kiedy już zaczynało się wszystko w miarę normować, a my przyzwyczailiśmy się do nowej sytuacji, mój kręgosłup odmówił posłuszeństwa i kolejne 1,5 miesiąca byłam uziemiona. To długa i niezbyt fajna historia, ale skończyła się o tyle dobrze, że chodzę. I wszystko sobie układam.
Mam to szczęście, że moje dziecko jest bardzo grzeczne. Rzadko płacze, w miarę łatwo zasypia. Powoli też nasze dni i noce są coraz bardziej regularne. Wiem więc, kiedy będzie pora na drzemkę w ciągu dnia, kiedy czas na spacer i zabawę, a kiedy wieczorem trzeba będzie położyć córkę do łóżka.
I te momenty, gdy Młoda śpi, wykorzystuję dla siebie. Czytam książki, uczę się nowych rzeczy, założyłam bloga (!), więc piszę i zajmuję się jego administrowaniem, ćwiczę.
Ponieważ ostatnio zakochałam się w blogu Michała Szafrańskiego, a dokładniej w jego podcastach, zrzucam je sobie na komórkę i słucham, jadąc samochodem. W tej chwili w ciągu dnia spędzam w samochodzie mniej więcej godzinę, więc dobrze ten czas chcę wykorzystać.
To samo ze spacerami. Moje 3,5 miesięczne dziecko zasypia w wózku gdy tylko znajdzie się na świeżym powietrzu. Spacery trwają ok. 1,5 godziny, a ja ten czas wykorzystuję na słuchanie audiobooków lub właśnie podcastów.
Na szczęście nasi rodzice mieszkają w Toruniu i są zakochani w swojej wnuczce. To nam również ułatwia popołudniowo/wieczorne wspólne wyjścia z domu. Ale wychodzę także sama, zostawiając M. w domu z Młodą. Zresztą M. doskonale daje sobie z nią radę już od pierwszych dni i w opiece nad nią wcale nie jest gorszy ode mnie.
Dlaczego udało mi się tak zapanować nad czasem? Z trzech powodów: jestem zdeterminowana, mam wsparcie rodziny i dokonuję wyborów, np. zamiast siedzieć na Facebooku czytam książkę, zamiast spędzać godziny w sklepach i kolejkach, robię zakupy przez internet, zamiast oglądać nudne seriale (dobre oglądam cały czas!) – piszę bloga itd.
Czy to już jest level master? Jeszcze nie. Nie do końca mam zaplanowany cały rok i to jest ten element, nad którym muszę lepiej popracować. Skupić się na celach i ich realizacji, uwzględniając oczywiście fakt, że jestem mamą i mam w związku z tym obowiązki. Ale jestem na dobrej drodze, by wszystko ze sobą pogodzić.
A ja chętnie poczytam o innym podejściu do macierzyństwa. Sama zanim zaszłam w ciążę zaplanowałam, że dopóki dziecko nie pójdzie do przedszkola, będę przede wszystkim dla niego, będę mamą i na tym się skupię. I na razie tego się trzymam (z małym wyjątkiem, bo przez pierwsze pół roku kończyłam jeszcze studia). Dzieci (a jest już dwoje) to mój priorytet. Chociaż już zaczyna mnie gdzieś gnać 😉
Kasia, kończenie studiów i niemowlę w domu to duże wyzwanie! Gratuluję! Daj znać, dokąd zaczyna Cię gnać 🙂
[…] P.S. Oczywiście powyższe zasady stosowałam przed urlopem macierzyńskim. O tym, jak organizuję sobie czas, opiekując się jednocześnie małą istotą, możecie przeczytać tutaj. […]
5 komentarzy
Well nie jestem mama, ale mam takie doswiadczenie, ze im wiecej do robienia tym lepiej sie czlowiek organizuje. Oczywiscie nie kazdy. Mysle, ze to sie wynosi z dziecinstwa jesli rodzice pozwalali nam na realizacje pasji poza lekcjami, a nie tylko siedzenie na kanapie czy gra na komputerze (co w naszych czasach nie było jeszcze powszechne). Dopinguje w organizacji i planach oraz oczywiscie dobrze sformulowanych celach;) I wspieram w samotnych wyjsciach, zeby niekoniecznie byly samotne; ) P.S. Sorki za brak polskich znakow, ktorych w komorce nie uzywam.
Elka, nad dobrze sformułowanymi celami wciąż pracuję 🙂