Szczerze – nie zawsze chce mi się rano wstawać. Ale po pierwsze nie jestem jedyną z takim dylematem, a po drugie nikogo nie obchodzą moje poranne słabości. Wstać trzeba, zabrać się do roboty też. Ale jak to zrobić, gdy mózg śpi i nie chce się obudzić?
Rano możesz do mnie mówić o wszystkim. Nawet o tym, że pies sąsiadów zaczął ćwierkać i siedzi na gałęzi. Najprawdopodobniej Ci przytaknę i miło się uśmiechnę. Przez pierwszych 15 minut nie do końca wiem, co się dzieje wokół mnie. Wymyślenie, co na śniadanie, jest niesamowitym wysiłkiem umysłowym. Szczerze gratuluję sobie, gdy orientuję się, jaki jest dzień tygodnia. Gdzieś w zamglonej głowie pojawia mi się wizja tysiąca rzeczy, które muszę w ciągu najbliższych kilkunastu godzin zrobić, i ta wizja z niesamowitą siła popycha mnie z powrotem do łóżka. Ale tak dobrze nie ma, trzeba się za siebie wziąć. Najlepiej już dzień wcześniej.
Jest podstawowa zasada, którą stosuję już od dawna: czynności, które wykonuję po przebudzeniu, powinny być jak najbardziej automatyczne i jak najmniej powinnam przy nich myśleć. Dlatego już dzień wcześniej przygotowuję sobie listę rzeczy, które o poranku muszę wykonać. Dosłownie wszystkich, nawet tych najbardziej podstawowych.
Tak więc na kartce typu post it zapisuję sobie poranne czynności:
Wiem, to banalne czynności. Ale dzięki temu nie muszę myśleć i działam jak automat. Ich spisanie będzie wstępem do tego, co dalej, czyli planowania dnia w pracy.
Po przetestowaniu wielu różnych formatów kalendarzy zdecydowanie stwierdzam, że najbardziej odpowiada mi ten z widokiem tygodniowym. Oczywiście używam też kalendarza w telefonie. Cieszę się, gdy mogę go zsynchronizować i mieć dostęp do niego w każdym miejscu i z każdego urządzenia. Pierwszym wyborem jednak jest kalendarz książkowy. Wystarczy jeden rzut oka, by zorientować się, ile spotkań i wyjazdów mam zaplanowanych w ciągu tygodnia. A to są te elementy, które zajmują najwięcej czasu.
Tak więc w kalendarzu zaznaczam zaplanowane spotkania. Idealnie byłoby, gdyby nie było ich więcej niż 2 na dobę. Bo chociaż dobrze jest rozmawiać z innymi, negocjować, ustalać szczegóły, to jednak trzeba się do nich dobrze przygotować, a to zabiera dodatkowy czas.
Znanym pożeraczem czasu są maile. Co chwilę sprawdzamy skrzynkę, żeby absolutnie nie ominąć niczego istotnego. Nawet jeśli nie zaglądamy do skrzynki, to automatyczne powiadomienia same nam o mailach przypominają. A tymczasem wystarczy zaplanować sobie, że maile sprawdzamy np. tylko rano i pod koniec pracy. Wówczas nic nas nie będzie rozpraszało i wykonamy zaplanowane na dzisiaj zadania.
Telefon. Sprawa dyskusyjna, bo skoro mamy telefon służbowy, to wypadałoby go odbierać. Moja sugestia: jeśli masz napięty dzień i wiele zadań na głowie, odbieraj tylko telefony od swojego przełożonego. Reszta może poczekać, aż skończysz wykonywać zaplanowane wcześniej zadania. Ty tymczasem skup się.
Zarówno odpisywanie na maile jak i oddzwanianie na nieodebrane połączenia zaplanuj w kalendarzu. Przecież i one wymagają czasu.
Gdy planujesz dany dzień, warto te elementy, które są najtrudniejsze, najbardziej stresujące, zaplanować na poranek. Będą z głowy, Ty przestaniesz się nimi przejmować i będziesz mógł spokojnie przejść do kolejnych obowiązków. Czasem poczujesz dosłownie fizyczną ulgę. I oczywiście satysfakcję, że udało Ci się załatwić jedną dużą sprawę, a dzień się jeszcze nie rozkręcił.
Przerwy! Planujesz przerwy w ciągu dnia? To naprawdę konieczność. Przejdź się, przewietrz, przeciągnij, zrelaksuj przez kilka minut. Idealnie byłoby, gdybyś mógł na chwilę wyjść z firmy, zaczerpnąć świeżego powietrza i „oczyścić umysł”.
I pamiętaj o starej, sprawdzonej przez wielu prawdzie: najwięcej naszego czasu zajmują czynności niezaplanowane, które wyskakują w ostatniej chwili. Dlatego nie zapisuj kalendarza co do ostatniej minuty. Zostaw sobie tyle zapasu, by niespodziewane zadanie nie spowodowało u Ciebie nerwowego drżenia powiek 😉
P.S. Oczywiście powyższe zasady stosowałam przed urlopem macierzyńskim. O tym, jak organizuję sobie czas, opiekując się jednocześnie małą istotą, możecie przeczytać tutaj.